dwaj flisacy na tratwach
Rys. Regina Bartek

Tym razem trochę historii...

Kto dorastał na brzegach Warty, ten w młodości widział liczne duże tratwy, składające się z 10-12 tafli pojedynczych lub powiązanych po dwie obok siebie, spływające w dół rzeki. Często na pierwszej tafli, obok szałasu, powiewała flaga państwa lub prowincji. W czasie I wojny światowej i po niej zrobiło się pusto i cicho. Stopniowo wszystko wracało do normy i radowało zasiedziałych tu mieszkańców. W młodym pokoleniu budziły się pytania skąd i dokąd płyną tratwy.
Moje wspomnienia, oparte na ustnych przekazach i zapiskach mojego dziadka, mogą dać odpowiedź na te pytania. Dziadek przez cały żywot swój pracował w Rosji jako mistrz flisacki i tzw. regimentarz. Przez 50 lat, które upłynęły od tego momentu, praca flisaka wiele się zmieniła (pisano to w 1928 roku - przyp. red.).
Po zwycięstwie nad Francją1 do kraju spłynęło wiele pieniędzy. Szczególnie korzystnie lokowano je w branży drzewnej. Duże ilości drewna można było sprzedać za granicę, zwłaszcza do Anglii, na budowę statków, na podkłady i stemple do kopalni. Wielki interes robiono na drewnie z Rosji. Niemieckie firmy wykupywały przez pośredników magnackie lasy lub całe włości. Gdy kupiono las, na miejsce wysyłano regimentarzy. Głownie działali oni na skraju Bagien Rokitniańskich (obecnie Bagien Prypeckich - przyp. red.), największego obszaru bagiennego w Europie, w rozległych lasach wokół Łuninca.2 Regimentarze jechali koleją przez Poznań  Warszawę - Brześć do Pińska. Do Łuninca docierali furmankami lub saniami wynajmowanymi w Pińsku. Majątek księcia z Łuninca o powierzchni ponad 40 000 kilometrów kwadratowych był większy od naszej Marchii Brandenburskiej. Na zamku księcia pośrednik przydzielał regimentarzowi jego obwód leśny i miejsce zamieszkania – mały domek z zabudowaniami gospodarczymi, dwoma lub jednym koniem, krową, świnią i kawałkiem ziemi. Gospodarstwem zajmował się miejscowy parobek. Regimentarze, ludzie którzy znali się na drzewnym fachu, w przydzielonym obwodzie wybierali i znakowali drzewa do wycinki, zarządzali i nadzorowali wyrąb. Drwalami byli, niemal bez wyjątku, Niemcy pochodzący z Nowej Marchii, zwłaszcza ze wsi Łośno (niem. Lotzen), którzy osiedlili się nad Prypecią. Na wyrębie mieszkali w zbiorowych kwaterach zwanych domami zrębowymi. W obwodzie łuninieckim, nieprzerwanie przez 20 lat, siekiery powalały sosnę za sosną i stare dęby. Niemal całe drewno pochodziło z tego obszaru, olbrzymiego imperium, zwanego przez Rosję Poleskim Krajem. Zwózką drewna na brzeg Prypeci i jej dopływów zajmowali się miejscowi. Mieszkali w pobliżu i oprócz pełnego wyżywienia otrzymywali ok. półtora rubla za tydzień pracy. Uzupełnieniem codziennego jadłospisu były ryby i miód. Pszczoły żyły na wolności (dziko) a miód składały w barciach – prymitywnych ulach zbudowanych z pustych w środku pni sosen. Miód zbierali książęcy gajowi. Zbiory były ogromne. W 1897 roku w sąsiadującym z Łunincem majątku księcia Radziwiłła dwie sale, o powierzchni 200 metrów każda, wypełnione były od podłogi do sufitu barciami z miodem. Także robotnicy, uprzedzając gajowych, korzystali z leśnych barci. Mieli też konkurencję. Nieraz zdarzyło się mojemu dziadkowi, że podczas inspekcji trafił na brunatnego niedźwiedzia, który zainteresowany barcią nie zwracał uwagi na sanie i pasażerów. Dużo bardziej nieprzyjemne były wilki niepokojące pracujących na zrębie. Utrzymywano te bestie na odległość przy pomocy strzałów z flint czy choćby ze starej strzelby ładowanej od przodu siekanym ołowiem.
Ścięte i składowane drewno zwożono na brzeg Prypeci i jej dopływów. Tutaj 10-12 pni wiązano na zamarzniętej rzece mocnym łykiem w jedną taflę. Wiosną od razu były w wodzie, gotowe do transportu drogą wodną do Niemiec. Początkowy odcinek był najtrudniejszy, bo w górę Prypeci do Pińska. Do przepchnięcia jednej tafli potrzeba było przeciętnie 12 silnych mężczyzn zwanych po niemiecku „Flussaken”. Zwyczajowo tafla miała 13 stóp szerokości. Była za szeroka na tutejsze rzeki. Rozbijano ją więc wzdłuż, by w Pińsku zbić ją na nowo. Flisakom płacono od długości tratw mierzonych w łokciach. Koło Pińska tratwy przepychano przez Kanał Muchawiecki (Kanał Dniepr-Bug) i nim przez Brześć Litewski na Bug. Przepychacze po pracy wracali do Pińska. Transporty zestawiano w całość i przekazywano mistrzom flisackim. Jeden transport to ok. 2000 okrąglaków. Ze względu na szerokość Bugu montowano tzw. „zestaw bużański” (niem. Bugpaß). Na szerokość łączono 2 tafle obok siebie, a długość zwiększano z 8 do 12 tafli. Zestaw obsadzało 4 flisaków. Towarzyszyła im łódź z żywnością. Zestawy bużańskie płynęły do ujścia Bugu do Wisły. Tu łódź sprzedawano, a flisacy wracali po nowy transport. Tratwy zestawiano teraz w „tratwy wiślane” (niem. Weichseltraft), po 5 w szerokości (Wisła była szeroka). Długość pozostawała bez zmian. Załogę stanowiło 8-9 flisaków. Na środku tratwy budowano dla nich domek o 3-4 izbach. Podróż Wisłą nie była nudna, gdyż rzeka płynie przez żyzną dolinę, w której jedna wieś po drugiej wyziera z malowniczego sadu. W końcu po tym długim (250 km) etapie, w Toruniu (niem. Thorn) witał płynących okazały most „król Wisły”, z urozmaiconą wieżami panoramą miasta. Tu zostawiano część transportu. Kolejnym etapem był Solec Kujawski (niem. Schulitz). Stąd część floty płynęła do Gdańska (niem. Danzig), by stamtąd płynąć statkiem do Anglii. Druga płynęła na zachód do Szczecina (niem. Stettin). Podzielona na poszczególne numery flota śluzowała do Kanału Bydgoskiego (niem. Bromberger Kanal).Tu tratwy rozbijano i pojedynczo wprowadzano do kanału. Domek też rozbijano a drewno rozdzielano wśród flisaków. Każdą tratwę obejmowało 2 flisaków, „czołowy” i „rezerwowy”. Sami budowali sobie szałas ze słomy. Pchali tratwę do Białośliwia (niem. Weisenhöhe), gdzie kanał uchodzi do Noteci (niem. Netze) i tam czekała na nich zmiana – flisacy z Noteci, Warty i Odry. Pochodzili oni i pochodzą również dzisiaj (1928rok) z Santoka (niem. Zantoch), Starego Polichna (niem. Pollychen) i Trzebicza (niem. Trebitsch). Flisacy stale musieli być na posterunku. Wiedzę konieczną do uprawiania flisactwa zawdzięczali długoletniej praktyce. Śladem ojców stopniowo poznawali osobliwość i podstępność rzeki - prąd, stan wody, łachy, główki, przepisy i znaki żeglugowe. Podróż z Białośliwia i Nakła (niem. Nakel) przez Czarnków (niem. Czarnikan), Wieleń (niem. Filehne), Drezdenko (niem. Driesen), Gorzów (niem. Landsberg), Kostrzyn (niem. Küstrin) i Odrą w dół rzeki do Altglietzen3, kilka kilometrów przed Hohensaaten do celu przy bramie śluzy do kanału Finow (niem. Finow Kanal). Flisacy na jeden dzień wracali do swych rodzin i znów do Białośliwia po zarobek. W czasie rozkwitu flisactwa odbywali od 10 do 20 ośmiodniowych pracowitych podróży, za które dostawali od 20 do 40 talarów (w zależności od grubości drewna). Wówczas był to dobry zarobek dla flisaków posiadających przydomowe gospodarstwa.
Po I wojnie światowej na Noteci, Warcie i Odrze nastąpiły zmiany. Przez Kanał Bydgoski tratwy przeciągał napęd parowy. Nowomarchijscy flisacy zaczynali pracę nie w Białośliwiu a w Wieleniu, do którego drewno dostarczali polscy flisacy. Z Wielenia do Santoka, do ujścia Noteci do Warty 2 ludzi płynęło ok. 36 godzin. Tu następowała zmiana – jeden flisak zostaje, dwóch się dosiada i płyną do Altglietzen lub Szczecina, ok. 30 godzin. Skrócenie pracy i trzyosobowa załoga to mniejszy wysiłek flisaków. Do tej pracy nadają się tylko bardzo silni ludzie. W żaden sposób nie można porównać ruchu tratw dzisiaj (1928 r.) z tym sprzed I wojny światowej, a zwłaszcza z końca ubiegłego stulecia. Nie osiągnie on tez już nigdy takich rozmiarów. Firmy z branży drzewnej preferują transport kolejowy, droższy, ale szybszy. Zamiast ok. 2 lat, w 2 miesiące można pozyskać i sprzedać drewno. Już dziś można oczekiwać dnia, w którym ostatnia tratwa spłynie w dół naszej Warty.


Sprawozdanie W. Timpe z Pyrzanek (niem. Pyrehner Holländer) z 1928 roku zamieszczone w Gazecie ojczyźnianej na podstawie tłumaczenia Przemysława Szymońskiego opracował Andrzej Langowicz.
Źródło: 
[oryg.: Heimatblatt Landsberg/Warthe. ???/1962, S.???,
Die Flößer Auf der Warthe Flößerei von Rußlands Wäldern bis zu Deutschlands Schneidemühlen, Die Holzfäller aus Lotzen – Die Flößer aus Zantoch und Pollychen, Tatsachenbericht von W.Timpe, Peryhner-Holländer (1928)]

Przypisy:

1. Kontrybucje po wojnie francusko-pruskiej 1870-1871
2. Łuniniec – miasto na Białorusi, stolica rejonu w obwodzie brzeskim. W czasach II Rzeczpospolitej miejscowość była siedzibą wiejskiej gminy Łuniniec, w latach 1920-1939 również powiatu łuninieckiego
Źródło: Wikipedia 
3. Altglietzen – w oryginalnym tekście niemieckim użyto nazwy Gliezen. Mimo poszukiwań nie udało się
znaleźć miejscowości o tej nazwie. Może chodzić jedynie o dzisiejsze Altglietzen.

Newsletter